5/17/2015

5/17/2015

Wersal. Za fasadą przepychu

Nie wiem, czy istnieje człowiek, w którego głowie choć raz nie pojawiła się myśl: kiedyś było lepiej albo: wolałbym żyć w innych czasach. I nie ma się co dziwić, bo poprzednie stulecia mają nas czym kusić, czy to na gruncie obyczajów i kultury, czy to na gruncie mody, architektury i meblarstwa. Ale nawet największe piękno i najwyższy luksus bardzo często były wówczas jedynie pozorem, za którym kryły się sprawy dużo mniej piękne, a wręcz odrażające. Chyba największym symbolem XVII- i XVIII-wiecznego przepychu, blichtru i elegancji jest Wersal - ogromny pałac, który Ludwik XIV wybudował dla podkreślenia świetności swojego dworu. Z zewnątrz udało mu się to doskonale - lecz co tak naprawdę znajdowało się za tą niesamowitą "fasadą przepychu"? 



Kiedy po raz pierwszy dowiedziałam się o książce Williama Ritchey'a Newtona "Wersal. Za fasadą przepychu", podeszłam do niej dość sceptycznie. Spodziewałam się kolejnego, nie mającego nic wspólnego z historią, a nastawionego jedynie na tanią sensację zbioru anegdot prosto z wersalskiego dworu, dotyczących mniej lub bardziej sprawdzonych, ale jak najbardziej sprośnych historyjek z życia jego mieszkańców. Na początku więc wcale nie miałam ochoty do niej zaglądać, kiedy jednak nadarzyła się okazja i książka znalazła się w moich rękach, postanowiłam jednak zajrzeć do środka. I tutaj muszę przyznać - już dawno żadna książka tak pozytywnie mnie zaskoczyła! 

Myśląc o tym, co kryło się za słynną "fasadą przepychu", autor miał bowiem na myśli nie libertyńskie anegdotki, ale, po prostu, warunki życia na wersalskim dworze. Całkowicie na chłodno, w oparciu o źródła z epoki, unikając niesprawdzonych plotek i bez poszukiwania "taniej sensacji", autor prześledził po kolei wszystkie najważniejsze aspekty życia w pałacu. Książkę podzielił na siedem rozdziałów, w których omówił kolejno: królewski kwaterunek, królewski wikt, wodę, ogień, utrzymanie, oświetlenie, utrzymanie czystości i pranie. A dokładniej - jak duże były z tym wszystkim problemy. Przyznam szczerze, że chociaż teoretycznie zdawałam sobie sprawy z tego, że Wersal nie był najwygodniejszym miejscem do życia, książka ta miejscami wprawiała mnie w autentyczne niedowierzanie. Szczerze nie przypuszczałam, że największe elity ówczesnej Francji żyły w takich warunkach, które dziś wołałyby o pomstę do nieba. 




Zdecydowanie nie jest to książka, którą czyta się jednym tchem i która trzyma w napięciu od pierwszej do ostatniej strony. Autor pisze w sposób rzeczowy i niemal pozbawiony emocji, ale jego styl (a właściwie styl tłumaczenia) jest jednocześnie lekki i przystępny. Bardzo podobało mi się, że Newton, mimo że nie owija w bawełnę, nawet o najbardziej intymnych kwestiach pisze w sposób subtelny i elegancki - przytaczane przez niego fakty są na tyle szokujące, że wzmacnianie ich komentarzem lub wykrzyknieniem byłoby po prostu zbędne. Tekst Newtona nie odgrywa tu zresztą pierwszorzędnej roli, najważniejsze są bowiem oryginalne cytaty z pamiętników, listów i podań, które chyba w najbardziej dosadny sposób ukazują kulisy życia w Wersalu, a jednocześnie bardzo podwyższają merytoryczną wartość tej książki. Jedyne, co wprawiło mnie w lekką konsternację, ale co było winą tylko i wyłącznie polskiego tłumaczenia, było przetłumaczenie słowa justaucorps (szustokor) jako "kurtka", co zdecydowanie nie pozwoli na dobre wyobrażenie sobie tego elementu garderoby przez osoby, które nie znają się na ówczesnej modzie. Wydaje mi się, że bliższe rzeczywistości byłoby chyba "marynarka". Ale jest oczywiście drobiazg, poza tym wszystko było bez zarzutu. 

Myślę, że książka ta będzie świetną lekturą dla wszystkich tych, którzy interesują się kulturą i obyczajami XVII i XVIII wieku. Jednocześnie będzie też świetną odtrutką dla tych, którzy myślą, że życie w Wersalu musiało być wspaniałe, i którzy nieustannie narzekają, jak bardzo nie podoba im się życie w XXI wieku. Po lekturze tej książki człowiek zaczyna w końcu doceniać takie kwestie, jak bieżąca woda czy centralne ogrzewanie. Nie ma bowiem co ukrywać - współczesna kawalerka jest bez wątpienia dużo wygodniejsza niż prywatny apartament w Wersalu. 

Pozdrawiam, 
Gabrielle 

Copyright © Modna historia , Blogger