12/17/2015

12/17/2015

Kanony kobiecej urody

Do przeczytania książki "Kanony kobiecej urody" autorstwa Doroty Golińskiej przymierzałam się już od dawna, ale tak naprawdę dopiero kilka dni temu - i to w dodatku całkowicie przypadkiem - wpadła ona w moje ręce. Przyznam szczerze, że zupełnie nie wiedziałam, czego się po niej spodziewać. Jedyne, co wiedziałam, to że autorka jest znaną wizażystką i teatralną charakteryzatorką, a do zamieszczonych w książce zdjęć pozowały polskie aktorki i celebrytki. Jeśli jesteście ciekawi, co ciekawego znalazłam w środku i jakie są moje wrażenia po lekturze, serdecznie zapraszam do dalszej lektury! 



   Na samym początku zwraca uwagę naprawdę piękne wydanie książki - okładka jest twarda, szata graficzna przejrzysta, zdjęcia duże. Książka podzielona jest na trzynaście rozdziałów, w których opisane zostały kanony kobiecej urody od starożytnego Egiptu do lat 80-tych XX wieku. Każdy rozdział podzielony jest na dwie części - teoretyczną, w której opisana jest moda i zwyczaje urodowe, i praktyczną, z krótkim instruktażem, jak powinien wyglądać makijaż zgodny z kanonem urody danej epoki To, co jednak rzuca się w oczy przede wszystkim, to brak jakiegokolwiek materiału ilustracyjnego poza pięknymi fotografiami ucharakteryzowanych modelek - nie ma tu ani obrazów, ani rycin, słowem nic, z czym można by porównać współcześnie wykonane makijaże. 
   
   Zdecydowanie najbardziej spodobała mi się część poświęcona makijażom z XX wieku - w osobnych rozdziałach omówione one zostały dekada po dekadzie, i może to właśnie dzięki temu to właśnie ta część wydała mi się zdecydowanie najbardziej wnikliwa i interesująca. Także i stylizacje modelek - ich makijaże i fryzury - wydały mi się najbardziej przekonujące. Myślę, że kiedy będę chciała pomalować się w stylu lat 30-tych albo 60-tych, na pewno skorzystam z zawartych tutaj rad. 


Nicolas Regnier Młoda kobieta przed toaletką, 1610

Jeśli zaś o epoki wcześniejsze, to tutaj, nie ukrywam, bardzo się zawiodłam. Przy pełnej świadomości, że jest to książka popularna, a więc z zasady przyjmująca uproszczony wygląd rzeczywistości, przy pewnych fragmentach po prostu przecierałam oczy ze zdumienia - jak przy stwierdzeniu, że w renesansie miał miejsce także "renesans kobiet", chociaż powszechnie badacze dowodzą, że pozycja kobiety w renesansie była dużo niższa niż w średniowieczu. Zdziwił mnie także fakt, że "barok" i "rokoko" umieszczone zostały w jednym rozdziale (chociaż z tego co wiem, kanon urody kobiecej w XVII i XVIII wieku był nieco inny), zdziwiła mnie także sama treść tego rozdziału - pomijając literówki (wedle których księżna Fontanges miała być faworytą Ludwika XVI), nie jestem po prostu w stanie zrozumieć tego, dlaczego autorka postanowiła trzymać się stereotypów i historycznych przekłamań, zamiast ukazać, jak pewne rzeczy wyglądały naprawdę - stwierdzenia, że Maria Antonina była królową rokoka i przypisywanie jej zdania "bez trudu pochłaniam klejnoty, ale konstytucji nie przełknę!", czy też teza, że dopiero rewolucja francuska przyniosła kres perukom i olbrzymim krynolinom, są są moim zdaniem naprawdę nie na miejscu w książce o historii mody i urody, za której pomocą powinno się raczej takie stereotypy obalać. 
  
Peter Paul Rubens Kobieta z lusterkiem, 1640

Nie wszystkie makijaże wydały mi się też przekonujące - różowe cienie i równie różowe usta do powiek przy makijażu barokowo-rokokowym czy złoto-niebieskie przy makijażu z Belle Epoque. Rozumiem, że mają to być współczesne interpretacje, a nie rekonstrukcje, ale to, że nam dzisiaj XVIII wiek kojarzy się z różem, naprawdę nie znaczy, że ma on cokolwiek wspólnego z ówczesnym makijażem - i może właśnie w takiej książce warto o tym wspomnieć? Warto jednak zwrócić uwagę, że makijaże te, tak samo jak całe stylizacje modelek, są niezwykle nierówne - o ile modelki z rozdziałów o średniowieczu i renesansie wyglądają, jakby właśnie zeszły z ówczesnych obrazów, te z rozdziału o XVIII wieku wyglądają raczej jak uczestniczki karnawałowej zabawy. 
  
   Pomysł autorki, żeby w taki "namacalny" sposób pokazać, jak zmieniały się kanony kobiecej urody na przestrzeni epok, uważam za naprawdę świetny. Nawet stylizacje i makijaże modelek - chociaż czasem nieco zbyt umowne - bardzo przemawiają do wyobraźni. Nie rozumiem tylko, dlaczego do części teoretycznej autorka nie podeszła w sposób bardziej rzetelny. Miałam wrażenie, że pisała ten tekst pobieżnie, bez zastanowienia ufając książkom, którym wcale nie powinno się ufać (a w których XVIII-wieczne stelaże nazywa się "krynolinami"). Myślę, że komuś, kto nie zna się na tym zagadnieniu, książka ta bardzo się spodoba - problem w tym, że po jej lekturze, poza poznaniem ciekawych faktów o technikach pielęgnacyjnych i kosmetycznych kobiet w dawnych czasach, utwierdzi się także we wcześniej znanych stereotypach i XVIII wiek dalej będzie dla niego epoką kobiet biegających po mieście w wielkich, różowych krynolinach i jedzących ciastka. A Wy, czytaliście może tę książkę? Jestem bardzo ciekawa, jakie jest Wasze zdanie na jej temat! 

Pozdrawiam, 
Gabrielle 


Copyright © Modna historia , Blogger