9/27/2014

9/27/2014

Kiedy miłość była krwiożercza

Jakiś czas temu pisałam Wam o książce, która wzbudziła we mnie mieszane uczucia - był to Wiek swawoli Guya Bretona. Z jednej strony widać w niej było znaczne uproszczenie historii, z drugiej - było w niej wiele oryginalnych cytatów i bibliografia pełna ciekawych pozycji. Z tego też względu sięgnęłam po jego następną książkę z tej serii, opowiadającą o czasach Rewolucji - Kiedy miłość była krwiożercza. Książka ta wbiła mnie w fotel. Jeśli chcecie się dowiedzieć, czym to sprawiła - zapraszam do dalszej lektury. 

Źródłó obrazka.

Na samym początku chciałabym zapewnić, że nie oczekiwałam od tej książki zbyt wiele - myślałam, że będzie to po prostu przyjemna lektura, w której może uda mi się znaleźć kilka ciekawych i w miarę rzetelnych informacji. Niestety, książka ta już na wstępie zaczęła zapowiadać się źle. To właśnie w słowie wstępnym autor stwierdził, że rewolucja nie miałaby miejsca, gdyby nie kilka pań o uroczych buziach, oraz że to własnie te miłe panie ponoszą odpowiedzialność za wszystkie najbardziej krwawe rewolucyjne wydarzenia.  Teza ta, z daleka bijąca nieskrywanym mizoginizmem, nie robiła niestety wielkich nadziei co do treści całej książki. Tym bardziej, że wszystkie rozdziały były już tylko dość nieudolną próbą tej tezy potwierdzenia. 


Jean-Baptiste Greuze Madame du Barry, 1771


Bo w porównaniu do Wieku swawoli, autor tym razem wcale nie skupia się na zagadnieniu, że wszystkie najważniejsze wydarzenia historyczne spowodowane zostały miłością. O nie, miłości w tej książce już nie ma - jest za to zgraja mściwych intrygantek i bezmyślnych rozpustnic, które z powodu swojego niezaspokojenia seksualnego postanawiają zająć się polityką. Biedni i słabi mężczyźni są jedynie uwiedzionymi przez nich marionetkami. Bo według Bretona za terror wcale nie byli odpowiedzialni mężczyźni, tylko kobiety, które ich do niego podżegały. Co ważne, jeśli zajmowały się polityką, to bynajmniej nie uzasadniały swoich politycznych poglądów logicznymi i rozumnymi wywodami. Ich jedynymi argumentami były bowiem tylko i wyłącznie obfite piersi i krągłe pośladki. I jeśli mężczyźni popierali owe politykujące kobiety, to nie z powodu wyższości ich poglądów, ale z powodu apetytu na te właśnie pośladki.


Adelaide-Labille Guiard Madame Roland, 1787


Wydaje mi się, że głównym celem, który przyświecał Bretonowi podczas pisania tej książki, było pokazanie, że nie ma nic gorszego niż pozwolenie kobietom na mieszanie się do polityki - w czym właściwie nie ma nic zaskakującego, zważywszy fakt, że napisana ona została w 1959 roku. Breton więc, zrzucając odpowiedzialność za wszystkie najstraszniejsze wydarzenia rewolucji na kobiety, określa je jako kierujące się tylko i wyłącznie emocjami histeryczki, które w żadnym wypadku nie powinny mieć wpływu na życie publiczne, ponieważ są całkowicie niereformowalne i postępują wiedzione - jak to określił w przypadku pani du Barry - typowo kobiecym brakiem logiki. Żeby to udowodnić, Breton swobodnie poczyna sobie z historycznymi faktami, niektóre w ogóle pomija, inne przesadnie wyolbrzymia. Wystarczy wspomnieć tu jego stwierdzenie, że masakry więźniów w pierwszych latach rewolucji w ogóle by się nie odbyły, gdyby poprzedzającej je nocy Théroigne de Méricourt miała w łóżku kochanka. Wszak doprowadziła do masakry więźniów tylko dlatego, że była na seksualnym głodzie i po prostu musiała się wyżyć. 



Adelaide Labille-Guiard Madame de Genlis, 1790


O ile Wiek swawoli czytało się dobrze, ponieważ akcja była wartka i całość stanowiła logiczny wywód, o tyle w tej książce całkowicie tego zabrakło. Miałam wrażenie, że Breton po prostu nie bardzo wie, o czym ma pisać. Przeskakuje z wątku na wątek, do przesady wyolbrzymia fakty, które wcale nie były tak soczyste, jakby to wynikało z jego opisu, a strony zapełnia opisami coraz to bardziej wymyślnych orgii i rewolucyjnych okrucieństw. Niestety, seks i przemoc chyba jednak nie wystarczą, żeby książka była ciekawa, zwłaszcza, kiedy czytelnik wyraźnie czuje, że coś tu zostało chyba lekko przesadzone, oraz że Breton na siłę szuka seksualnych podtekstów i wpływów tam, gdzie ich po prostu nie było. Niedociągnięcia treści próbuje zaś nadrobić dość specyficznym poczuciem humoru, który jednak w moim odczuciu był nieco nie na miejscu - pisanie kpiarskim tonem o kanibalizmie w czasie Rewolucji (które, swoją drogą, wcale nie jest udowodnione) jest moim zdaniem po prostu niesmaczne. Także oryginalne cytaty, które stanowiły chyba największą wartość Wieku swawoli, tu pojawiały się zaskakująco rzadko. 


Portet Theroigne de Mericourt nieznanego malarza, ok. 1789

Nie twierdzę oczywiście, że kobiety nie bywały okrutne, a ich wpływ na politykę i historię był zawsze dobry - bynajmniej! Doskonale wiem, że gdyby nie osobiste antypatie pani Roland, najprawdopodobniej nigdy nie doszłoby do stracenia niemal całego obozu Żyrondystów, albo że gdyby nie miłość Talliena do Teresy Cabarrus, obalenie Robespierre'a odbyłoby się być może nieco później. Ale uważam, że sposób przedstawiania faktów historycznych, jaki zaprezentował w swej książce Breton, jest po prostu nie do przyjęcia. Określanie każdej kobiety zajmującej się czynnie polityką jako niezaspokojonej histeryczki, podważanie możliwości kierowania się przez kobiety rozumiem czy po prostu ignorowanie wszelkich kobiecych zasług i zdolności (jak chociażby tego, że pani Genlis była jednym z największych pedagogów swoich czasów - według Bretona dostała na wychowanie dzieci Filipa Orleańskiego tylko dlatego, że była jego kochanką, o jakichkolwiek zdolnościach pedagogicznych nie ma w ogóle mowy). To już nie jest upraszczanie historii, ale niemal jej fałszowanie. A tego nie wybaczam żadnej książce - tym bardziej tym, które uważa się za popularne. Bo historyk zawsze dostrzeże błąd, ale osoba nie związana z tym tematem już niekoniecznie. 

Marie-Guillemine Benoist Teresa Tallien (wcześniej Cabarrus), 1799

Książka ta, jak już powiedziałam na wstępie, wbiła mnie w fotel. Niestety, tylko i wyłącznie w sensie negatywnym. To, w jaki sposób Breton przedstawiał i interpretował bardzo dobrze znane mi fakty, było dla mnie po prostu szokujące.Oczywiście nie twierdzę, że będzie równie szokujące dla wszystkich - są to tylko i wyłącznie moje odczucia. A może wśród Was jest ktoś, kto też jest po lekturze tej książki? Jestem bardzo ciekawa, jakie jest Wasze zdanie na jej temat! 

Pozdrawiam, 
Gabrielle 


Copyright © Modna historia , Blogger