1/05/2015

1/05/2015

W poszukiwaniu cichej wielkości i szlachetnej prostoty

Dziś, zgodnie z zapowiedzią, chciałabym zaprosić Was do przeczytania wpisu poświęconego neoklasycyzmowi. Zanim jednak przejdę do mody neoklasycystycznej - czyli mody okresu dyrektoriatu i konsulatu - chciałabym opowiedzieć Wam co nieco o samej tej sztuce. Wydaje mi się bowiem, że znajomość jej głównych idei i postulatów jest niezbędna, jeśli chce się zrozumieć samą modę ostatnich pięciu lat XVIII wieku. Chociaż neoklasycyzm w II połowie XVIII wieku objął swoim zasięgiem niemal wszystkie ówczesne dziedziny sztuki - od architektury, przez wystrój wnętrz, po rzemiosło artystyczne, ja jednak skupię się na tej, która później w najsilniejszy sposób oddziałała na modę, czyli na malarstwie. 


Jean-Antoine Gros Christine Boyer, zmarła żona Lucien'a Bonapartego, ok. 1800

We Francji pierwszy ruch odwołujący się do antyku pojawił się już w II połowie XVII wieku jako jedna z odmian baroku, znana nam dziś pod nazwą klasycyzmu francuskiego. Klasycyzm ten cechowały wzniosłość i powaga, a dzieła spod jego znaku były monumentalne i po brzegi wypełnione postaciami z mitologii, które to służyły właściwie tylko jednemu celowi - ukazaniu potęgi i chwały Ludwika XIV. XVII-wieczny klasycyzm był więc sztuką całkowicie propagandową, podporządkowaną kultowi jednostki, a jednocześnie daleką od prostoty i harmonii, która w rzeczywistości cechowała sztukę antyczną. 


Nicolas Poussin Triumf Flory, 1631

Przeciwko klasycyzmowi, a także sztuce barokowej w ogóle, wystąpiło rokoko. Była to sztuka całkowicie sfeminizowana, która narodziła się w kobiecych salonach i podporządkowana była kobiecemu gustowi i kobiecej estetyce, które, co ważne, przejęli także mężczyźni. W I połowie XVIII wieku bardzo mocno uwidoczniła się już bowiem społeczna i kulturowa feminizacja mężczyzn - wyraźna przede wszystkim w kręgach dworskich - charakteryzująca się tym, że mężczyźni, zamiast cech tradycyjnie przypisywanych swojej płci, przejęli cechy kobiece - nad ćwiczenia wojskowe przekładali dworskie intrygi, bardziej niż do czynu zdolni byli do rozsiewania plotek, a ich strój w dużej mierze inspirowany był właśnie ówczesnym ubiorem kobiecym. Jednocześnie rokoko przyniosło zdecydowane rozluźnienie obyczajów i kryzys wartości. Znudzeni arystokraci tkwili w nastrojach niemal dekadenckich, w histeryczny sposób poszukiwali wszelkich nowości. Sztuka rokoka była więc niezwykle ulotna, zmienna, nastawiona na współczesność. Jednocześnie była także niezwykle pusta, jedyną funkcję, jaką miała pełnić, była funkcja dekoracyjna. 


Francois Boucher Wiosna, 1755

Jednym z większych błędów, jakie popełnia się przy definiowaniu neoklasycyzmu, jest sprowadzanie go tylko i wyłącznie do nurtu nawiązującego do antyku - a przecież rokoko także nigdy się od niego w pełni nie odcięło. Najwięksi malarze rokoka, jak chociażby Boucher, bardzo chętnie korzystali z motywów mitologicznych i przedstawiali na swoich płótnach postacie zalotnych Wenus i pucołowatych amorków. To zainteresowanie zwiększyło się jeszcze, kiedy na początku lat 1760 odkryto Herkulanum, a potem Pompeje. Wówczas to Francję ogarnęła prawdziwa antykomania. Jak notują ówcześni pamiętnikarze, wszystko musiało być wówczas w stylu greckim - od fryzur po tabakierki. Każda rzecz pretendująca do miana modnej musiała wówczas nawiązywać do stylistyki grecko-rzymskiej. 


Francois Boucher Diana w kąpieli, 1742

Czołowym artystą  czasu owej antykomanii był Joseph-Marie Vien, malarz specjalizujący się w pseudo-antycznych scenach rodzajowych, które często były po prostu kopiami malowideł odnalezionych w Pompejach. W tamtym czasie ludzie byli już nieco zmęczeni obfitością motywów i szczegółów na obrazach rokokowych, nieco bardziej minimalistyczne w formie obrazy Viena zrobiły więc wówczas ogromną karierę. Znamienne jest, że kiedy madame du Barry zamawiała malowidła do swojego nowo tworzonego pawilonu, zrezygnowała z Fragonarda, uznając go za zbyt boucherowskiego i wybrała właśnie Viena. Jednak antyk Viena, tak samo jak antyk Bouchera, w dalszym ciągu był pusty, nastawiony jedynie na pełnienie funkcji dekoracyjnej - chociaż więc jego dzieła poruszały tematykę antyku, ciągle bliżej im było do wymowy i filozofii sztuki okresu rokoka. 

Joseph-Marie Vie Greczynki adorujące śpiącego Kupidyna, 1773

Mniej więcej w połowie lat 1760 narodził się natomiast neoklasycyzm, w dużej mierze zainspirowany dziełem Johanna Joachima Winkelmanna Dzieje sztuki starożytnej, która, wydana w 1764 roku, stała się niejako wykładnią całej neoklasycystycznej filozofii. Filozofii, która zakładała nie tylko odcięcie się od sztuki i kultury rokoka, ale także od całego dorobku sztuki europejskiej powstałej od czasu upadku antyku. Co jednak ważne, neoklasycyści nie chcieli tworzyć nowej mody - poszukiwali oni prawdziwego piękna i prawdziwych wartości, a więc takich, które nie ulegają zmianie na przestrzeni czasu. W poszukiwaniu prawdy i piękna zwrócili się własnie w stronę antyku - postanowili powrócić do antycznych źródeł i kontynuować sztukę wedle antycznych zasad. 


Raphael Mengs Johann Joachim Winckelmann, po 1755

Istotne jest tu słowo kontynuować, bowiem tym, co zasadniczo różniło neoklasycyzm od wszystkich poprzednich nurtów odwołujących się do antyku, była niechęć do kopiowania i odtwarzania dzieł starożytnych - artyści nie mieli ich kopiować, lecz tworzyć w duchu starożytnych zasad i wartości, co bardzo dobrze oddaje zdanie sformułowane przez Andrzeja Rottermunda, że wówczas nie chciano imitować Greków, lecz tworzyć tak jak oni. A tym, co, jak uważano, charakteryzowało sztukę Greków i Rzymian, były cicha wielkość oraz szlachetna prostota. W dziele sztuki najważniejszy stał się więc przekaz ideowy, pozbawione miało być oni natomiast elementów dekoracyjnych i zbędnych szczegółów, które mogłyby odwrócić uwagę od samej treści. Kompozycja miała być symetryczna i harmonijna. W przeciwieństwie do malarstwa rokokowego, w neoklasycyzmie bardziej niż kolor liczył się kontur. Obrazy przestały by rozmyte, artyści korzystali przede wszystkim z barw podstawowych, a niektórzy wręcz w ogóle rezygnowali z jakichkolwiek barw - uważając, kolor jest jednym z elementów zakłamujących rzeczywistość. 


Jacques-Louis David Andromacha opłakująca Hektora, 1783

Ten nowy styl neoklasycyści określali mianem prawdziwego, bo i ich najważniejszym założeniem było poszukiwanie prawdy i oddawanie jej za pomocą sztuki. I tu także widać jedną z najważniejszych cech neoklasycyzmu, o której bardzo często się zapomina, a więc to, że programowo odrzucił on świat mitologii, uważając ją za zakłamującą rzeczywistość i niemoralną. Celem sztuki było zaś przekazywanie prawdy o świecie i przekazywanie ludziom niezmiennych prawd moralnych. Z tego też względu neoklasycyści na piedestale sztuki postawili malarstwo historyczne, które nie tylko przekazywało prawdę, ale także pewne prawdy moralne. Za zakłamujący rzeczywistość uznali natomiast portret, ponieważ zawsze służy on nie przekazywaniu prawdy, lecz schlebianiu osobie portretowanej. Nie znaczy to oczywiście, że w II połowie XVIII wieku nie powstawały portrety w duchu antycznym albo obrazy o tematyce mitologicznej - jednak musimy pamiętać, że nie były one do końca zgodne z tym, jak rozumieli neoklasycyzm jego najważniejsi twórcy i teoretycy. 


Jacques-Louis David Liktorzy przynoszący Brutusowi ciała jego synów, 1789

Warto zwrócić uwagę również na to, jaki był stosunek sztuki neoklasycystycznej do kobiety i kobiecości. Tak jak każdy nurt nawiązujący do antyku, był on nastawiony do kobiet w sposób negatywny, uznając je za niższe i mniej rozumne od mężczyzn. Tak jak zaznaczyłam wcześniej, nade wszystko neoklasycyści pogardzali rokokiem, a więc sztuką sfeminizowaną, stworzoną niejako przez kobiety dla kobiet. Negując rokoko, neoklasycyzm negował tym samym kulturę, estetykę oraz gust kobiecy i uznawał, że prawdziwa sztuka może być tworzona tylko i wyłącznie przez mężczyzn (paradoksalnie to jednak właśnie w duchu neoklasycyzmu tworzyły największe malarski XVIII wieku). Jednocześnie neoklasycyści gardzili wszelką niemoralnością, za której główną inicjatorkę w sztuce uważali właśnie kobietę. Za pomocą sztuki chcieli oni stworzyć niejako nowy wizerunek kobiety - już nie niezależnej kokietki, jak przedstawiało ją rokoko, lecz skromnej i pokornej, całkowicie zależnej od mężczyzny obywatelki. Kiedy przypatrzymy się fragmentowi Przysięgi Horacjuszy Davida, zauważymy, że na obrazie męska siła i odwaga przeciwstawione zostały właśnie kobiecej słabości - przedstawione na obrazie kobiety siedzą w kącie pokoju, w niemej rozpaczy, z pokornie spuszczonymi oczami. Neoklasycyzm był więc swego rodzaju walką z niepisaną władzą kobiet w ówczesnej Francji, próbą stworzenia ideału nowej kobiety, do którego miały dążyć wszystkie kobiety II połowy XVIII wieku. 

Jacques-Louis David Przysięga Horacjuszy, 1784

Co ważne, neoklasycyzm zakładał pełną swobodę twórczą artysty, który od tamtej pory zyskał pozycję uprzywilejowaną - miał być niejako przewodnikiem narodu, wolnym od upodobań mecenasów i publiczności. Jedyne, co miał sławić, to owe nieprzemijające wartości, takie jak prawda, honor i patriotyzm. Dlatego też kiedy neoklasycyzm zaczął być wykorzystywany w celach propagandowych, najpierw w czasie rewolucji, a potem za panowania Napoleona, całkowicie utracił podstawę swojego istnienia. Za czasów Napoleona miało też miejsce odejście od szlachetnej prostoty na rzecz cesarskiego przepychu, a także wielki powrót wątpliwej jakości scen mitologicznych. Dlatego też sztuki okresu epoki napoleońskiej bardzo często nie nazywa się już neoklasycystyczną, lecz po prostu pseudo-klasycystyczną. 


J.A.D Ingres Napoleon na tronie cesarskim, 1806

W modzie neoklasycyzm ma nieco inną chronologię niż w pozostałych dziedzinach sztuki - kiedy bowiem w malarstwie w czasach dyrektoriatu zaczął przeżywać regres, w modzie dopiero zaczynał się jego najpełniejszy rozkwit - o tym jednak opowiem Wam następnym razem. Przyznam szczerze, że chociaż uwielbiam oba te nurty, neoklasycyzm fascynuje mnie o wiele bardziej niż rokoko - chociaż zgłębiam go już od dłuższego czasu, ciągle ma przede mną mnóstwo tajemnic. Jestem bardzo ciekawa, co Wy o nim myślicie! 

Pozdrawiam, 
Gabrielle 
.....
Bibliografia: 
Craveri Benedetta Kochanki i królowe
Honour Hugh Neoklasycyzm 
de Goncourt Edmund i Juliusz Sztuka XVIII wieku
Rottermund Andrzej Klasycyzm w Polsce 
Tomkiewicz Władysław Rokoko 


15 komentarzy:

  1. Lubię go, bo jest taki czysty i szlachetny. Zawsze wracam do niego odpoczywać po długotrwałym oglądaniu obrazów z ogromną ilością barw i detali. Bardzo fajnie się czytało :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! To prawda, neoklasycyzm często pozwala odpocząć i uspokoić się. Ja uwielbiam też tę jego surowość, idealna, kiedy za długo przebywa się w klimatach rokoka :D

      Usuń
  2. Gdyby zabrać ze stylizacji z pierwszego obrazu wszystkie umieszczone na tkaninach błyskotki i kamienie, modelka byłaby jak żywcem wyjęta z czasów antycznej starożytności - czy klasycznej, czy hellenistycznej lub rzymskiej, tego już nie jestem w stanie określić :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ona tam nawet nie ma aż tak dużo błyskotek, właściwie tylko ten sznur, którym przewiązana jest suknia. Idealna do antyku hellenistycznego i rzymskiego :)

      Usuń
  3. Pięknie to wszystko opisałaś. Faktycznie widać różnicę pomiędzy pierwszymi a ostatnimi obrazami.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie lubię neoklasycyzmu.
    Według mnie jest gatunkiem wysyconym kiczem. Nie podoba mi się nadmierny patos, przeszkadza odczuwać prawdziwe emocje. Przykładowo - jako osoba skłonna do wzruszeń, zamiast współczuć opłakującej Hektora (vide jeden z obrazów wyżej), skupiam się na wszystkim innym - tylko nie na treści obrazu. To samo z synami Brutusa na obrazie Davida.
    Pompatyczność,
    jaką malarze wlewali w swoje dzieła nierzadko budzi u mnie uśmieszek pod nosem, aczkolwiek przyznać muszę, że sam warsztat niektórych z nich był naprawdę niezły - często byli twórcami świetnymi technicznie; nie kwestionuję ich ewentualnych zdolności manualnych. Jeśli już coś mi się w niektórych obrazach podoba, to właśnie sposób oddania faktury przedmiotu, jego charakteru i tym podobnych (przykładowo zaprezentowany tu obraz Napoleona).

    Twój post za to jest napisany bardzo ładnie a jednocześnie przystępnie, aż miło było to wszystko czytać i nim się obejrzałam, już się skończył :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo - i za komplementy pod adresem wpisu, i za szczerą opinię na temat neoklasycyzmu :) Rzeczywiście, jest w tych dziełach mnóstwo patosu, wydaje mi się jednak, że oni chcieli wyrazić raczej wzniosłość niż pompatyczność (to, że chcieli, nie oznacza oczywiście, że im się to udało :D ). Wydaje mi się, że dużo większą dozę pompatyczności obfitowały dzieła Poussina i klasycystów z XVII wieku - w przeciwieństwie do nich, neoklasycyści unikali jednak zbyt dużego nagromadzenia postaci i, mimo wszystko, przesadnych emocji. Sprawia to jednak, że postacie te wydają się nieco sztuczne i teatralne, no i może nieautentyczne w swoich przeżyciach. Ale dla mnie, mimo wszystko, te obrazy mają w sobie coś przyciągającego :)

      Usuń
  5. Po przeczytaniu tego wpisu, na myśl przyszłą mi jedna myśl. Co trzeba ( i ile) czytać, żeby mieć taką wiedzę?!
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akurat jeśli chodzi o neoklasycyzm, to większość informacji do tego wpisu wzięłam z książki "Neoklasycyzm " Hugh Honoura - jest dość cienka, a chyba nikt nigdy nie napisał nic lepszego o tym nurcie :) Pozdrawiam!

      Usuń
  6. Podobnie jak Zajęczak ja również nie przepadam za sztuką neoklasycyzmu. Wszelkie sceny są dla mnie zbyt nasycone patosem. Postaci na nich przedstawione zdają się być aktorami, a ich emocje- sztuczne. Jak bardzo różnią się obrazy renesansowe i barokowe od obrazów neoklasycystycznych? A przecież ich tematyka często była taka sama. Tam jednak w grę wchodzą uczucia, emocje. Poza tym nie ma podziału na kobiety i mężczyzn- są indywidualne postaci. Jedyne co mnie zachwyca w sztuce neoklasycyzmu i akademizmu to wspaniały rysunek. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To też wszystko zależy, o jakim artyście neoklasycystycznym mowa - wtedy chyba było tak wielu miernych, że aż szkoda na nich patrzeć. Ale Davida szczerze uwielbiam, chociaż chyba bardziej jako materiał do badań niż zachwytów :)

      Usuń
    2. Tu nasze gusta znacząco się różnią, bo ja za Davidem szczególnie nie przepadam. ;)
      ,,Interwencja Sabinek" zawsze budziła we mnie śmiech- ludzie są tak idealni, że przez to pozbawieni naturalności. Ale moim ulubionym elementem tego obrazu są biedne upuszczone dzieci na pierwszym planie. To wygląda dosyć komicznie. :p
      Miło jest rzucić okiem na taki obraz, ale moim zdaniem sztuka neoklasycystyczna jest przerostem formy nad treścią.
      Inne zdanie mam natomiast na temat portretów. Gdy jedna osoba pojawia się na obrazie, wszystko inne zdaje się być jej podporządkowane, nawet jeżeli portretowany przyjmuje ,,sztuczną" pozę. Portret przedstawiający Christine Boyer widziałam już kiedyś, nie wiedziałam jednak, że jest wizerunkiem pośmiertnym. Byłam pewna, że ten strumień oddzielający ją od widza ma związek z jej charakterem, nie zaś z tym, że znalazła się już ,,po drugiej stronie Styksu".

      Usuń
  7. Jest okazja, to się przyznam - jestem wielką fanką Johanna Joachima Winkelmanna :D
    Neoklasycyzm w sztuce nie budzi we mnie większych emocji, ale trzeba przyznać, że wbrew pozorom obfitował w ciekawe indywidualności i ich wpływ na późniejsze pokolenia artystów był ogromny, chociaż rzadko się o tym mówi. To był kawał dobrej sztuki :D Jeszcze w XX wieku sięgano po "ideologię" neoklasycyzmu, przy czym nie chodzi oczywiście o jakiekolwiek odniesienia do polityki ;) Chociaż, chwila, ci, którzy byli zainteresowani propagandą także sięgali po heroizm i monumentalność, która aż bije po oczach (niesławny socreal). Myślę, że główny problem z malarstwem tego okresu polega na tym, że jesteśmy przyzwyczajeni do "czytania" sztuki przy jednoczesnym odnoszeniu jej do naszej wrażliwości (która nie jest do końca sprawą czysto indywidualną, kształtuje się w nas w określonych warunkach kulturowych), światopoglądu i tak dalej. Dzisiejszy odbiorca z trudem akceptuje wymoszoną powagę, nastrój heroiczny i matematycznie opracowaną wzniosłość, ale popatrzmy na te ciepłe, stonowane kolory u Davida, na doskonale przemyślane detale, wirtuozerię rysunku. To nie jest tylko zręczność, w tym zawiera się jakiś dodatkowy sens, bo tego typu cechy szły ramię w ramię z teoretyczną "obudową" całego nurtu. Myślę, że jest w klasycyzmie jakiś rodzaj staroświeckiej szlachetności, nawet jeśli jest to sztuka "nieszczera".

    OdpowiedzUsuń
  8. Witaj Gabrielle do mnie najbardziej przemawiają obrazy typowego rokoka, jakoś te klasycyzmy i neoklasycyzmy powiewają za bardzo nudną XD

    OdpowiedzUsuń

Copyright © Modna historia , Blogger