XVIII wiek jest pierwszym stuleciem, kiedy ważniejszy od faktycznej wartości danego klejnotu stał się jego wygląd - biżuteria, oprócz tego, że świadczyła o statusie właściciela lepiej niż sama suknia, miała także zachwycać piękną formą i blaskiem kamieni. Ówczesne arystokratki zdecydowanie nie stawiały na minimalizm - biżuteria miała być przede wszystkim niezwykle okazała. Największą popularnością zdecydowanie cieszyły się girandoles - kolczyki, których niezwykły blask przywodzi na myśl iskrzące się w salach balowych żyrandole.
![]() |
Martin van Meytens Maria Amalia, królowa Parmy, ok. 1760 |
Kolczyki w typie girandole po raz pierwszy pojawiły się pod koniec XVII wieku, ale ich największa popularność przypadła właśnie na okres XVIII wieku, przede wszystkim lata 50 i 60. Ich cechą charakterystyczną był trój-poziomowy układ: na samym szczycie umieszczano zazwyczaj duży kamień, do którego podwieszano element w kształcie łuku lub kokardy, do którego z kolei podwieszano kolejny kamień. Poniżej - kolczyk girandole z końca XVII wieku:
![]() |
Kolczyk girandole, ok. 1680 (źr.) |
W najskromniejszej wersji koczyki te miały po jednym elemencie w każdym rzędzie. Wtedy środkowe zawieszenie najczęściej stanowiła kokarda sévigné, która nazwę swą zawdzięcza słynnej markizie de Sévigné, wielkiej zwolenniczce tego wzoru.
![]() |
Kolczyki girandoles, XVIII wiek (źr.) |
W bogatszej wersji kolczyki te miały w trzecim rzędzie aż trzy zawieszenia. Tak jak w przypadku poniższych kolczyków z końca XVIII wieku, w całości wysadzanych diamentami, których środkowe zawieszenie zaprojektowane zostało w równie popularny, co kokardy, wzór florystyczny.
![]() |
Kolczyki girandoles, połowa XVIII wieku (źr.) |
Jedną z największych zalet kolczyków typu girandoles był efekt migotania, który dawały przy najmniejszym poruszeniu głową, a który zawdzięczały dość luźnemu zawieszeniu poszczególnych elementów, szczególnie tych znajdujących się w najniższym rzędzie. Najpopularniejszymi kamieniami wykorzystywanymi przy produkcji tych kolczyków były zdecydowanie diamenty.
![]() |
Kolczyki girandoles, XVIII wiek (źr.) |
Nie było to jednak jedyne możliwe rozwiązanie. Poniższe zdjęcie ukazuje wspaniałe girandoles wysadzane nie tylko diamentami, ale także szafirami:
![]() |
Kolczyki girandoles, XVIII wiek (źr.) |
Natomiast poniższe koczyki, pochodzące z Rosji, wysadzane są ametystami:
![]() |
Kolczyki girandoles, ok. 1765 (źr.) |
Można jednak natknąć się na kolczyki typu girandoles w wersji mniej szlachetnej, wysadzanej nie naturalnymi kamieniami, ale tak zwaną pastą, a więc kamieniami wykonanymi z kolorowego szkła, imitującymi te naturalne:
![]() |
Kolczyki girandoles, przełom XVIII i XIX wieku (źr.) |
Tego typu kolczyki bardzo często osiągały naprawdę ogromne rozmiary, przez co stawały się niezwykle ciężkie. Na tyle, że podobno pod ich ciężarek bardzo często dochodziło do przypadków przerywania uszu. Stąd też bardzo często noszono je zawieszone nie w dziurkach, lecz bezpośrednio na uchu. Poniższy egzemplarz z pewnością ukazuje bardziej okazałą wersję girandoles:
![]() |
Kolczyki girandoles, II połowa XVIII wieku (źr.) |
Jednak motyw girandole nie obejmował jedynie samych kolczyków - w kształcie tym tworzono także zawieszenia do naszyjników, broszki oraz egrety. Poniższe zdjęcie prezentuje przykład wykonanego z topazów kompletu kolczyków i naszyjnika z powtarzającym się motywem girandoles:
![]() |
Komplet biżuterii, ok, 1780 (Źr.) |
Niezwykłe bogactwo też biżuterii sprawiało, że najczęściej towarzyszy ona na portretach kobiet ubranych w suknie dworskie. Kolczyki typu girandoles możemy zobaczyć na portecie Juliany-Marii, królowej Danii. Jak widać, kolczyki te są częścią całego garnituru biżuterii, w którego skład wchodzi także naszyjnik oraz egreta umieszczona we włosach:
![]() |
Juliana-Maria, królowa Danii, 1753 |
Kolczyki typu girandoles towarzyszą również dworskiej stylizacji Marii Christiny, jednej z sióstr Marii Antoniny. Także i tu stanowią one jedynie dopełnienie całego kompletu biżuterii, w którego skład wchodzą także naszyjnik, brosza, bransolety oraz umieszczone we włosach tremblanty.
![]() |
Maria Christina, 1765 |
Niezwykle okazałe girandoles nosi na jednym ze swych portretów także Isabella Parmeńska, wnuczka Ludwika XV:
![]() |
Anton Raphael Mengs Isabella Parmeńska, przed 1763 |
Kolczyki typu girandoles bardzo często można spotkać także na portretach pochodzących z Anglii, gdzie towarzyszą sukniom francuskim i bardzo wówczas modnym, koronkowym czepkom. Nosi je na przykład pani Lindington na portrecie autorstwa Josepha Wrighta:
![]() |
Joseph Wright Pani Andrew Lindington, 1761-2 |
Bardzo popularne były także wśród polskich magnatek. Na swym portrecie nosi je na przykład Maria z Lubomirskich Radziwiłłowa:
![]() |
Maria z Lubomirskich Radziwiłłowa, XVIII wiek |
Ale najpiękniejszą stylizację z użyciem kolczyków girandoles z pewnością prezentuje na jednym ze swych portretów Teresa z Ossolińskich Potocka - kolczyki te są dopełnieniem wspaniałej sukni francuskiej, zdobiącej szyi kolarety i pereł we włosach:
![]() |
Per Krafft Starszy Teresa z Ossolińskich Potocka, 1767 |
Chociaż największą popularnością kolczyki girnadoles cieszyły się mniej więcej w latach 50 i 60 XVIII wieku, noszone były tak naprawdę także w wieku XIX i XX. Poniższe kolczyki, wysadzane ametystami, pochodzą z ok. 1815 roku:
![]() |
Kolczyki girandoles, 1815 (Źr) |
Poniższe natomiast, pochodzące z Rosji, powstały około 1908-1917 roku:
![]() |
Kolczyki girandoles, 1908-17 (źr.) |
Nie ukrywam, że kolczyki girandoles całkowicie skradły moje serce i bardzo chętnie nosiłabym je jako dopełnienie historycznej stylizacji - obawiam się jednak, że ich cena przekroczyłaby cenę samej sukni co najmniej dwukrotnie. W końcu nie bez powodu w XVIII wieku zwykło się uważać, że o arystokratę znamionuje nie jego strój, lecz biżuteria, którą nosi. A Wy, co myślicie o kolczykach girandoles? Jestem bardzo ciekawa, jak Wam się spodobały!
Pozdrawiam,
Gabrielle
Większość informacji zawartych w tym wpisie pochodzi z książki Ewy Letkiewicz Klejnoty w osiemnastowiecznej Polsce.
Pozdrawiam,
Gabrielle
Większość informacji zawartych w tym wpisie pochodzi z książki Ewy Letkiewicz Klejnoty w osiemnastowiecznej Polsce.
Niesamowite cuda :)
OdpowiedzUsuńI na myśl przychodzą mi wszelkie moje naszyjniki, które ostatnio zakupiłam :) A szczególnie jeden z, plastikowymi co prawda, dużymi kryształkami
Oo, czyżby to były kolczyki w kształcie girandoles? :)
UsuńCudowne Uwielbiam takie świecidełka i perły we włosach super
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że też Ci się podobają! :)
UsuńBardzo okazałe, oczywiście robią duże wrażenie!, ale ja akurat jestem antybiżuteryjna, więc aż tak bardzo nie zachwycam się nimi :-)
OdpowiedzUsuńOjej, ale tak całkowicie antybiżuteryjna? Bo ja na przykład uwielbiam kolczyki, ale naszyjników i bransoletek nie noszę wcale ;)
UsuńCałkowicie anty ;-) nie noszę nawet obrączki i pierścionka zaręczynowego, choć je uwielbiam ;-)
UsuńPrzepiękne. Uwielbiam taką dużą i rzucającą się w oczy biżuterię.
OdpowiedzUsuńPo przeczytaniu o rozrywaniu ucha, aż mnie przeszły dreszcze, ale faktycznie takie kolczyki musiały być dość ciężkie.
Cieszę się, że Ci się spodobała! Takie rozrywanie uszu to chyba i dziś może się zdarzyć, bo niektóre kolczyki są przecież naprawdę ciężkie.
UsuńUwielbiam ten wzór, choć przyznam, że wolę te skromniejsze :) Kiedyś nawet widziałam podobne (metal i szkiełka) w jakiejś biżuteryjnej sieciówce ;)
OdpowiedzUsuńTe skromniejsze też są piękne! Też mi się wydaje, że ten wzór jest spotykany także i dzisiaj :)
UsuńAj wyglądają cudownie ale nie jestem pewna czy bym odważyła się je nosić :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Enigma
Cieszę się, że Ci się podobają! Masz na myśli ich ciężar? Pod tym względem chyba też bym się trochę bała :) Pozdrawiam!
UsuńDoszłam właśnie do kilku wniosków. Po pierwsze - chyba uzależniłam się od Twojego bloga (to nie jest śmieszne :P). Moja pierwsza myśl po przejrzeniu aktualności na krynolinowym spisie "o, bosko, jest nowy wpis"... Jesteś ostatnio moim ulubionym miejscem w internecie. Po drugie, dzisiejszym postem to już w ogóle mnie zabiłaś - teraz pragnę tych kolczyków prawie tak mocno jak dodatkowego dnia w tygodniu - pełnia zła i występku! Chyba sobie takie po prostu zrobię (no, może nie z diamentów). Po trzecie, pożądam sukni Marii Christiny, a właściwie całego jej outfitu z tego portretu. I po czwarte, zawsze chciałam mieć w sypialni kryształowy żyrandol. Tak mi się jakoś przypomniało. :P
OdpowiedzUsuń"jesteś moim ulubionym miejscem" - brawo Ren, po prostu brawo... Wybacz sformułowanie, to kwestia zmęczenia xP
UsuńNawet nie wiesz, jak miło jest mi to czytać! Bardzo się cieszę, że mój blog tak bardzo Ci się spodobał i mam nadzieję, że zawsze będziesz tu mogła znaleźć coś dla siebie. Fajnie jest być czyimś ulubionym miejscem :D Te kolczyki chyba nie byłyby aż tak trudne do zrobienia i przyznam szczerze, że też myślę nad sprawieniem sobie takich z "pasty" :D Mam nadzieję, że kiedyś będziesz mogła sprawić sobie taki strój, też bardzo mi się on podoba! :)
UsuńCudowne. Do takich kolczyków można już nic nie wkładać.
OdpowiedzUsuńCoś w tym jest! :D
UsuńJakie cuda!
OdpowiedzUsuńNie noszę kolczyków w ogóle, ale takie mogłabym. ;-)
Cieszę się, że Ci się spodobały! :)
UsuńNo i patrz. Akurat trafiłam z tym wpisem o biżuterii XVIII wieku :D
OdpowiedzUsuńNieskromnie: tu rozmiar chyba jednak ma znaczenie :D Biorę te największe. Targować się nie będę.
Mam nadzieję, że wpisów w stylu afery naszyjnikowej będzie więcej ;)
Właśnie trafiłaś idealnie! I pomyśleć, że ja ten wpis zrobiłam już tydzień temu i tylko czekał na publikację :D Ja też biorę te większe :D Póki co planuję jeszcze jeden o kolczykach, a potem o naszyjnikach, ale zobaczymy, jak to się rozłoży w czasie ;)
UsuńPiękne, szczególnie podobają mi się oba te z ametystami, co za wspaniały fiolet :) Uwielbiam kolczyki, ale nosić to wolałabym trochę delikatniejsze i lżejsze :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Ci się podobają! Te z ametystami też zdecydowanie skradły moje serce :)
UsuńCudeńka, uwielbiam takie kolczyki. Jeszcze gdyby były odrobinę mniejsze... :)
OdpowiedzUsuńAleż one właśnie takie duże robią największe wrażenie! :)
UsuńJej niesamowite arcydzieła, piękne są po prostu! Chociaż jak widzę na obrazach jakie te kolczyki miały proporcję i wagę to nie dziwię się że rwały uszy tak jak wspomniałaś. Biedne kobitki. :)
OdpowiedzUsuńAle czego się nie robi dla urody! Dzisiejsze kobiety przecież też nie stronią od bardzo ciężkich kolczyków :)
UsuńTo chyba już wiem czemu takie kolczyki bywają określane czasami jako kandelabry :D nie da się ukryć że uwielbiam taką formę, zdarzyło mi się robić podobne, ale oczywiście żadnych dla siebie (może z okazji gwiazdki w końcu to zmienię). Zwłaszcza te z ametystami z 1765 są przepiękne. Te Izabelli Parmeńskiej też... Jednym słowem - błyskotki <3
OdpowiedzUsuńNaprawdę bywały nazywane kandelabrami? Tego nie wiedziałam, a zdecydowanie coś w tym jest :D
UsuńPrześliczne! A najlepsze jest to, że w sklepach jubilerskich oraz sklepach ze sztuczną biżuterią cały czas można kupić podobne śliczności.
OdpowiedzUsuńDawno temu, w jakiejś książce przeczytałam opinię, że brylantowe kolczyki miały tuszować zmarszczki. Coś w tym jest, świecące "coś" przy twarzy może rozświetlać twarz i tuszować niedoskonałości lepiej niż puder rozświetlający ;)
Też mi się wydaje, że dzisiaj też są one dość popularne :) Jejku, jaka świetna informacja! Nie pamiętasz może, gdzie ją znalazłaś? ;)
UsuńNie jestem pewna, ale chyba to była Moda w rytmie epoki Teresy Kuczyńskiej. Jest to książka o stylu, modzie, wydana w latach 70.
UsuńJa osobiście bym takich nie nosiła, nie lubię, wolę maleńkie skromnie, i najlepiej perełki, jeśli chodzi o naszyjniki to, tu z kolei uwielbiam potężne :P
OdpowiedzUsuńJa właśnie na odwrót - kolczyki lubię duże, a naszyjników wcale :)
UsuńZamawiam te ostatnie z opalami :) Ale tak naprawdę wszystkie są piękne.
OdpowiedzUsuńNie dziwię się, te z opalami są zdecydowanie zjawiskowe! :)
UsuńPrzepiękna. Też kocham zwisające kolczyki, tyle że uszy potem bolą jak licho :) ale dodają kobiecie uroku.
OdpowiedzUsuń